Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 085.jpeg

Ta strona została przepisana.

Lecz jeśli ty inaczej o sobie rozumiesz,
Jedź do Trydentu, a tam ukażesz, co umiesz.
Dobrym chrześcijaninem nie tego ja zowę,
Co umie dysputować i ma gładką mowę;
Ale kto żywie według wolej Pana swego,
Tego ja barziej chwalę, niżli wymownego.
Powiedz mi, w który sposób kordą pomykali
Starzy Polacy, kiedy słów Pańskich słuchali?
Wierzysz ty, że się wtenczas miał ten wolą gadać?[1]
Rogaty to syllogizm, a trudno ij[2] zbadać.
Tak on myślił; nie umiem wywodów szerokich,
Żebych mógł pańskich dosiądź tajemnic głębokich;
Ale com raz obiecał na krzcie Panu swemu,
Nie służyć, póki we mnie dusza, jedno Jemu;
Stoję przy tym statecznie i znam jego słowa, —
Tych nie odstąpię, by mi tuż miała spaść głowa.
Mówże mu, że źle wierzy, ujźrzysz, czem cię potka;
Z takimibych ja wolał przestawać; to krótka.
Nie uczyłem się w Lipsku, ani w Pradze wiary,
I nie wiem, jako każą w Jenewie u fary;[3]
Wszytko mam z pustelników, co mieszkają z nami
Między lasy i między pustemi górami.
Ci mi naprzód prawego Boga ukazali
I wiarę dostateczną do serca podali.
Ale niż k’temu przyszło, silna była trwoga,
Bom tak trzymał, żem ja też poszedł coś na Boga.[4]

  1. sprzeczać się.
  2. go.
  3. mowa o kazaniach Kalwina.
  4. byłem podobny bogom.