Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 148.jpeg

Ta strona została przepisana.

Ostatek sami między sobą skłoli;
Człowieka, patrząc, prawie serce boli.
Ano z obu stron barzo poczet mały,
Szlachtę wybito, dwory spustoszały,
Królowie smutni po swych miłośnicach
Tęsknią, że sami legają w łożnicach.
Acz pierwsza miłość obiema[1] panuje,
Wszakoż potrzeba sama rozkazuje,
Aby dla rządu i lepszej obrony
Każdy, gdzie może, patrzał sobie żony.
Naprzód do panien służebnych Król biały
Rozkazał, które na ustroniu stały,
Że nie brakując bynamniej w osobie,
Jednę z nich myśli wziąć za żonę sobie;
Tylko, żeby się mężnie popisała,
A ostatniego kresu dobieżała.
Wnet serce wzięły[2] trzy królewskie sługi,
Poszły za sobą, jako był plac długi.
Lecz jedna przedsię ochotniejsza była,
Daleko nazad drugie zostawiła;
Wykrzyka, lecąc, skrzydła jej pod nogi
Sława przydała i zakład tak drogi.
Nikt nie przeszkadza, bo też z drugiej strony
Król czarnej barwy szuka sobie żony.
Więc równym pędem bieżą ku kresowi,
Przypatrują się drudzy zawodowi.
Ale że czarna pozad zostać miała,
Na towarzysza poczekać wolała.

  1. celownik liczby podwójnej.
  2. nabrały odwagi.