Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 175.jpeg

Ta strona została skorygowana.

A przynamniej tymczasem mogłem był odprawić
Wiek swój i Persephonie ostatniej się stawić:
Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej żałości,
Której równia[1] nie widzę w tej tu śmiertelności.[2]
Nie dziwuję Niobie, że na martwe ciała
Swoich namilszych dziatek patrząc, skamięniała.


TREN V.

Jako oliwka mała pod wysokim sadem
Idzie z ziemie ku górze macierzyńskim szladem,
Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc,
Sama tylko dopiero szczupłym prątkiem wschodząc;
Tę, jeśli ostre ciernie lub rodne pokrzywy,
Uprzątając, sadownik podciął ukwapliwy,[3]
Mdleje zaraz, a zbywszy siły przyrodzonej,
Upada przed nogami matki ulubionej:
Takci się mej namilszej Orszuli dostało.
Przed oczyma rodziców swoich rosnąć, mało
Od ziemie się wznióswszy, duchem zaraźliwym
Srogiej śmierci otchniona, rodzicom troskliwym
U nóg martwa upadła. O, zła Persephono,
Mogłażeś tak wielu łzom[4] dać upłynąć płono?


TREN VI.

Ucieszna moja śpiewaczko, Safo słowieńska,
Na którą nie tylko moja cząstka ziemieńska,

  1. dopełniacz od rówień.
  2. w tem życiu doczesnem.
  3. skrzętny i pilny.
  4. w obu wyd. pierwotnych: łzam.