Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 277.jpeg

Ta strona została przepisana.

I Haraburda przyszedł; tam Mioza w swym biegu
Niehamowana płynie, a cerkiew na brzegu
Świętej Pokrowy stoi. Gdyś w tem miejscu leżał,
Poseł prędki z nowiną do ciebie przybieżał,
Pewny nieprzyjacielski lud opowiadając,
I pewne uroczysko; a ty, nie mieszkając,
Kazałeś pod nie ciągnąć; a już na odprawie,
Uczyniłeś rzecz do swych temi słowy prawie:
W Boży czas, towarzysze moi, wyjeżdżajcie,
A szczęściu pana swego prawdziwie dufajcie,
Za muremci Moskwicin jakokolwiek mężny,
Ale kiedy przyjdzie wręcz, już tam niedołężny.
Acz ci i murów słabo w Połocku bronili,
A potem jako wiele zamków potracili?
Stracilić już i serce; i tak go nie mieli,
Pomnicie, jako byli pod Sokołem śmieli.
Szesnaście miał tysięcy ludu ku bojowi
Przebranego Szeremet, strzelców Misukowi
Ośmnaście set służyli; jam się ważył z temi
We dwunaście set koni potykać wszystkiemi.
I tak mi Bóg tam zdarzył, że, Moskwy nabiwszy
Wielką wielkość, w przekopy drugich napędziwszy,
Więźniów znacznych nabrawszy, lud mnie powierzony
Stawiłem Panu swemu nic nieuszkodzony.
Z temi się potkać macie, albo ani z temi,
Bo ci mieczem pobici, dawno leżą w ziemi.
Kiedy i Sokół upadł, na brak już traficie,
Którzy was łupu tylko nabawią obficie.
Z dobrą tedy otuchą puśćcie koniom wodze,
Zwycięstwo w ręku waszych, mam nadzieję w Bodze.[1]

  1. starop. miejscownik.