Prózno uciec, prózno się przed miłością schronić,
Bo jako lotny nie ma pieszego dogonić?
Wyganiasz psa z piekarniej, — ba, raczej sam wynidź,
Bo tu jednak masz diabła u kucharek czynić.
Komu sto fraszek zda się przeczyść mało,
Ten siła złego wytrwać może cało.
Wieczna myśli, któraś jest dalej niż od wieka,
Jeśli cię też to rusza, co czasem człowieka,
Wierzę, że tam na niebie masz mięsopust prawy,[3]
Patrząc na rozmaite świata tego sprawy.
Bo leda co wyrzucisz, to my, jako dzieci,
W taki treter,[4] że z sobą wyniesiem i śmieci.
Więc temu rękaw urwą, a ten czapkę straci;
Drugi tej krotochwile i włosy[5] przypłaci.
Nakoniec niefortuna albo śmierć przypadnie,
To drugi, choćby nierad, czacz[6] porzuci snadnie.
Panie, godnoli, niech tę rozkosz z tobą czuję:
Niech drudzy za łby chodzą, a ja się dziwuję.