Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 341.jpeg

Ta strona została skorygowana.
DO MARCINA.


Filozofi, co nad nas uszy lepsze mają,
O dziwnie wdzięcznych głosiech w niebie powiadają;
Którym ja, jako prostak, we wszem wiarę dawam,
Ale na twej muzyce, Marcinie, przestawam.



DO NIEZNAJOMEGO.


Nie masz o co stać, bych cię wpisał w swoje karty,
Bo tam statku niewiele, a snadź wszytko zarty,
Ale możeszli wytrwać, gdy będą kpić z ciebie,
Powiedz imię corychlej, chcę cię mieć u siebie.



DO JĘDRZEJA.


Który mój nieprzyjaciel i człowiek tak srogi
Trzymał cię po te czasy, Jędzeju mój drogi,
Kiedym ja nabarziej smutny potrzebował,
Abyś mię był w mym ciężkim frasunku ratował?
Serce mi bowiem żarły troski nieuśpione,
Jakie nieleda komu mogą być zwierzone.
By mi cię wżdy nakoniec odesłał był cało,
Nie takby mię nieszczęście moje frasowało.
Ale cię na żal więtszy tak do mnie wyprawił,
Że i serce i duszę przy sobie zostawił.
Co nie wiem jeśli czujesz: ale to czuć prózno,
Kiedy serce i dusza od człowieka rózno.
Com się tedy nadziewał[1] pociechy od ciebie,
To cię sam cieszyć muszę, zapomniawszy siebie.
A lekarstwa inszego niewiem tej chorobie,
Jeno gdzieś zgubę stracił, tam jedź po nię sobie.

  1. spodziewał się.