Dobrze już nie szaleję ja, furta strapiona;
Jednak mię ten bezmierny niepokój dokona.
Że to żadna Boża noc nigdy nie minęła,
Abych kiedy okrutnych razów nie podjęła[1]
Od tych sprosnych pijanic; nie mówię o słowa,
Łatwiejsza to, kiedyby cała była głowa.
Co tu za mej pamięci powrozów stargano,
Wrzeciądzów ukręcono, młotków[2] skołatano!
Teraz już głowicami[3] łotrostwo mię tłucze,
A ubogi gospodarz kryje pod się klucze.
To nie tajno, że cierpię nie za swoją winą,
Ale wszeteczna pani wszystkiego przyczyną,
Która, nie wiem na jaki żywot się udała,
Że i wstydu i dobrej sławy zapomniała.
Ja, to Bóg wie, przestrzegam swojej powinności,
A taję, ile mogę, jej zbytków i złości;
Cóż potem? kiedy ludzie na zęby ją wzięli;
Ona wie, jeśli fałszu czy prawdy się jęli.
Ale jeśli mię smutną ciężkie razy bolą,
Niemniejszą mam przed owym nędznikiem niewolą,
Co tu noc pole[4] nocy płacze mi nad głową,
Ani mi spać dopuści swą żałosną mową.
Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 051.jpeg
Ta strona została przepisana.