Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 152.jpeg

Ta strona została przepisana.

Spałem jako zarzezany,
On mi nie śmiał zadać rany.

A na pierwsze me ocknienie,
I słów kilka przemówienie,
Panie, znać, żeś mię Ty bronił;
Uciekł, a nikt go nie gonił.

A co mnie był nagotował,
To sam mało nie szkosztował;
Bowiem od wielkiego strachu
Wypadł oknem nadół z gmachu.

Ani miecz, ani mię siła
Złej przygody obroniła;
Jeno szczera łaska Twoja,
Co wyznawa dusza moja.

I pójdę do domu Twego,
A w pojśrzodku zboru wszego,
Będęć, mój Panie, dziękował,
Z łaski Twej, żeś mię zachował.

A ludzie zapamiętali,
Którzy spraw Twych nie poznali,
Niechaj dziś na oko znają,
Że Cię dobrzy stróżem mają.

A przepuściszli co na nie,
Zlitujesz się zasię, Panie;
Jako więc i złym sowito
Płacisz zatrzymane myto.