Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 156.jpeg

Ta strona została przepisana.

Który jako ozdodę[1] i piękność szacuje,
Ten czyn niezmierzonego świata okazuje,

Tak pięknie zbudowany; kto sklepowi temu,
Nadobnemi gwiazdami ślicznie sadzonemu,
Nadziwować się może? kto nocoświetnego
Miesiąca, albo słońca niespracowanego

Napatrzył się do wolej, lubo rano wstaje,
Lubo ku wieczorowi prędki bieg podaje?
Taki więc z swej łożnicy nowy oblubieniec
Wychodzi, na nim złoty płaszcz i złoty wieniec,

Perłami przeplatany, gore znakomity,
Jego ze wszech namilszej dar niepospolity.
Ale i ziemia nie jest bez swej ozdoby,
Bo i tę Bóg oszlachcił[2] dziwnymi sposoby:

To górami, to lasy, to kryształowemi
Rzekami, to łąkami pięknie kwitnącemi,
A w poły ją przepasał morzem urownanym
Prosto, jakoby pasem srebrem okowanym.

Taki przede wszytkimi, polem rozmierzonym
Leci obrzym[3] udatny pędem niewściągnionym;
Tego na kresie czeka albo trynóg drogi,
Albo prędki koń, albo bawół złotorogi.

To takie, co widzimy. Cóż, gdzie nasze oczy
Dosiąc nie mogą? gdzie myśl, która niebem toczy,
Gdzie sama piękność świeci, i kształty wszech rzeczy,
Nie może tego pojąć mdły rozum człowieczy.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku — winno być: ozdobę.
  2. ozdobił.
  3. olbrzym.