Stara skarga a prózna, na śmierć się żałować,
Bowiem ona nikomu nie zwykła folgować:
Bierze stare i młode, kto się jej nawinie —
Ten pierwej, a ów pozniej, przedsię nikt nie minie.
Aby kto Nestorowej doczekał starości —
Co to jest przeciw onej niezmiernej wieczności?
Bo gdy ostatek przyjdzie, cokolwiek minęło,
Jednem słowem, niemasz nic, wszytko upłynęło.
Nie laty, ale cnotą żywot mierzyć mamy;
Z tej one zacne męże i dziś jeszcze znamy,
Których kości już dawno w prochu nieznać, ale
Sława kwitnie i kwitnąć zawżdy będzie w cale.
Z tej strony, o Tęczyński, twój wiek będzie długi,
Jako cię kolwiek nagle, imo[2] twe zasługi,
Sroga, nieubłagana śmierć opanowała,
A bieg twojej młodości zawistnie przerwała.
Synu mój, słusznie się zły człowiek śmierci boi,
Ale się jej dobremu lękać nie przystoi,
Bo zły mniema, że wszytek już na wieki ginie,
A dobry prawie wtenczas do portu przypłynie.
I ty mej śmierci nie płacz; mnie się dobrze dzieje,
Takem bojaźni prózen, jako i nadzieje.
Łaska pańska nade mną; ty mię nie wydawaj,[3]
A cnoty naszladować, synu, nie przestawaj.