Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 182.jpeg

Ta strona została przepisana.

Wiele Tatarzyn nam złego nabroił,
A jeszcze myśli swej nie uspokoił,
Przeszedł granicę, ma wolą dalej iść
Po więtszą korzyść.
Miej się na pieczy, gospodarzu szczodry,
Bo widzisz, żeć to gość nie bardzo dobry,
O cięć gra idzie, gore u sąsiada.
W smakżeć biesiada?
Już to Bożego gniewu pewne znaki,
A kto wie, jeśli czas nie przyjdzie taki,
Jaki był przyszedł tam na pięć miast onych,
W grzech zawiedzionych.
Gdzie tak z dostatków, jako z próżnowania
I z ustawicznych biesiad sprawowania,
Takie obrzydłe, nad obyczaj wszytki,
Były tam zbytki.
Wstyd tak niezwykłych grzechów i wspominać,
Że się na ich głos Bóg nie mógł otrzymać,
Widząc, iż przyszła gwałtowna potrzeba,
Aż posłał z nieba.
Chcąc pewnie wiedzieć, przez własne swe posły,
Takli się w górę ich złości wyniosły,
Co ustawicznie o pomstę wołały
Na lud niedbały.
Ubogo się w tych mieściech miała cnota,
Gdzie zaledwie samoczwartego Lota
Posłowie pańscy na ten czas zastali,
Gdy złość karali.
Tak w małym poczcie, skoro wyszli z miasta,
Nad zakazanie, nieszczęsna niewiasta,
Słysząc krzyk w mieście, aż się obejrzała,
Słupem się stała.