Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 088.jpeg

Ta strona została przepisana.

Rozprószyłeś nas między pogaństwo zelżone,
Zaprzedałeś nas, lud swój, prawie[1] nie bogato,
Abowiemeś nagrody żadnej nie wziął za to.
Wzgardę zewsząd odnosim, szyderstwa cierpimy,
Prawie wszystkim na końcu języka siedzimy.
Wstyd oczom nie dopuści pojźrzeć wzgórę śmiele,
Widząc zewsząd naśmiewce i nieprzyjaciele.
To cierpiąc, azaśmy Cię, Panie, zabaczyli,
Albo przeciw ustawom Twoim wystąpili?
Nie szło wspak serce nasze, ani z Twojej drogi
Prawdziwej ustąpiły namniej nasze nogi.
A toś nas między smoki zamknął okrutnemi,
I okrył ciemnościami prawie śmiertelnemi.
Jeslibychmy Imienia Twego przebaczyli,
Albo cudzemu bogu ofiarę palili:
Azaby to przed Tobą tajno było, który
Serca nasze i myśli wszystki widzisz z góry?
Dla Ciebie mordy cierpiem, a Twoje niewinne
Sługi równie tak biją, jako owce inne.
Powstań, Panie, a ten sen zetrzy z oczu swoich,
Ani wiecznie oddalaj od siebie sług Twoich.
Czemu swą twarz odwracasz? czemuś swej litości
Zapomniał w tej okrutnej naszej doległości?
Serce w nieszczęściu taje i myśli strapione,
Ciała, siły pozbywszy, leżą obalone.
Powstań, Panie, a wyzwól smutne więźnie swoje,
Prosim Cię przez wrodzone miłosierdzie Twoje.



PSALM XLV.


Eructavit cor meum verbum bonum.


Serce mi każe śpiewać Panu swemu,
A sercu język posłuszny pełnemu

  1. wcale.