Niechaj ulęgę w pewnej Twych skrzydeł zasłonie,
Aż bystra zapalczywość i niechęć opłonie.
Ciebie wzywam, Boże mój! Ty iścisz me prośby,
Ty z nieba pomoc mnie ześlesz, a groźby
Złych ludzi w śmiech obrócisz; dobroć, wieczny Boże,
I prawda Twoja nigdy płona być nie może.
Mieszkam nie miedzy ludźmi, ale lwy srogiemi,
Miedzy zwierzęty mieszkam okrutnemi,
Których język szkodliwiej miecza siecze, których
Zęby oszczepów sroższej i strzał prędkopiórych.
O latom nie podległy i wieku żadnemu!
Stań w wierzchu nieba, a światu wszystkiemu
Okaż swoję wielmożność, rozpostrzy szeroko
Sławę swoje, niech będzie widoma na oko.
Sieci na mię miotali i tak mię trapili
Że duszy nieraz ciężko uczynili.
Doły brali pode mną, ale ciż co brali,
Zdarzył Bóg, że nakoniec sami w nie wpadali.
Ochotną myśl, ochotne serce w sobie czuję,
Nowy psalm Panu, nową pieśń gotuję.
Powstań, moje kochanie, powstań, lutni moja!
Ruszwa[1] różanorękiej zarze[2] z jej pokoja.
Ciebie, Panie, po wszytkim świecie przed wszytkimi
Narody sławić będę rymy swymi,
Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 109.jpeg
Ta strona została przepisana.