Abowiem Twoja dobroć do nieba przestała,[1]
A prawda nad obłoki głowę ukazała.
O latom niepodległy i wieku żadnemu!
Stań w wirzchu nieba, a światu wszytkiemu
Okaż swoję wielmożność; rozpostrzy szyroko
Sławę swoję, niech będzie widoma na oko.
Najdzie się kiedy chwila tak szczęśliwa,
Że prawdę rzeczesz, rado nieżyczliwa?
Skażesz[3] co kiedy sprawiedliwie? — czyli,
Kto na to czeka, barzo się omyli?
Na sercu zazdrość i nienawiść mają,
Rękoma ludziom krzywdę odważają;
Złe na świat padli, tak Bogiem wzgardzili,
A za nieprawdą zaraz się rzucili.
Swym ostrym jadem podobni do żmije,
Która zamknione uszy w ziemię kryje,
Aby nie słuchać, kiedy nauczony
Czarownik nad nią zacznie rym niepłony.
Ty sam wszeteczne potłucz gęby, Panie,
Aż w nich żadnego zęba nie zostanie,
Ty sam łakome i sprosne paszczeki
Nienasyconym lwom zatkaj na wieki.