Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 129.jpeg

Ta strona została przepisana.

A ja cierpieć nie mogę, kiedy lud przeklęty
Lekce uważa Twój zakon święty.
Twój pośmiech, Twoja wzgarda na mię się wracają,
Mnie serce trapią, mnie zapałają[1]
Jeślim płakał, jeślim swe postem dręczył ciało,
Wszytko mi to śmiech u nich jednało.
Jeśli mię w grubem chodząc worze upatrzyli,
Przypowieść ze mnie wnet uczynili.
Mną języka naczosać[2] w bramie posadzonym,
Jam jest wieczorna pieśń opojonym.
W tym frasunku ja przedsię garnę się do Ciebie,
A Ty mię, Panie, przyjmi do siebie.
Wysłuchaj mię podług swej niezmiernej litości
I nieodmiennej swej stateczności.
Wyrwi mię z błot, wybaw mię z ręku niepobożnych,
Nie daj mi tonąć w powódź rzek możnych.
Wielkie jest, Boże wieczny, miłosierdzie twoje,
Skłoń ku mnie ucho łaskawe swoje.
Nie kryj twarzy przed sługą swoim, bom okrutnie
Jest utrapiony; usłysz mię chutnie,[3]
Przybądź duszy na ratunk, aby niezmiękczony
Mój nieprzyjaciel był zawstydzony.
Nie jest u Ciebie tajne moje urąganie,
Moje przymówki, me zapałanie.[4]
Wszytki ty znasz, którzy mię trapić nie przestają,
A we mnie serce i siły tają.

  1. palą.
  2. ostrzyć.
  3. chętnie, prędko.
  4. zapłonienie się.