Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 142.jpeg

Ta strona została przepisana.

Ozdobę domu Twego, kosztowne roboty
Obuchami potłukli i twardemi młoty.

Ściany padną, ziemia grzmi, jako kiedy walą
W lesie surowe dęby twardą, ostrą stalą;
Świątnica Twoja gore, namiot roztargany
Leży w prochu szkaradzie nogami wdeptany.

Całego nic zostawić nie chcą, ogień srogi
Wszytki w popiół obrócił Pańskie synagogi.
Co gorsza: znaków żadnych, żadnego nie znamy
Proroka, żeby wiedzieć, póki w tem trwać mamy?

Długoż się pastwić będą ci sprosni poganie
Nad nami? długoż mają Ciebie bluźnić, Panie?
Czemu tak długo kurczysz możną rękę swoję?
Podnieś wżdam[1] kiedy wzgórę, podnieś prawą Twoję.

O Panie, jeszcze z wieku znaczna zawżdy była
Twoja łaska nad nami, znaczna Twoja siła.
Tyś wpośrzód morza drogę szeroką osuszył,
A srogim smokom w wodzie harde głowy skruszył.

Skruszyłeś i samemu łeb wielorybowi
I dałeś go na pastwę górnemu sępowi.
Na Twoje rozkazanie zdrój wyskoczył z skały,
A rzeki nieprzebyte wody ostradały.

Twój dzień jest i noc Twoja, światło niezgaszone
Słońca górnolotnego przez Cię jest stworzone.
Tyś morze z ziemią spoił i mocnie ustawił,
Tyś lato swym dowcipem i zimę naprawił[2].

  1. przecież, nakoniec.
  2. urządził.