Oddal od nich śmierć gotową,
Którą widzą tuż nad głową.
Sąsiadom płać siedmorako,
Którzy nie tak nam snadź, jako
Tobie, Panie urągali,
Sznupki[1] sprosne zadawali.
A my, Twojej lud opieki,
Będziem Cię sławić na wieki;
Nie zamilczem Twojej chwały,
Póki nieba będą stały.
Słysz, pasterzu Izrahelski, nasz głos żałościwy,
Który, jako stado wodzisz naród swój właściwy.[2]
Okaż się który nad lotnym siedzisz cherubinem,
Przed Efraimem, przed Manassem, przed Benjaminem.
Chciej poruszyć siły swojej i swej zwykłej mocy,
A przybądź nam utrapionym rychło ku pomocy;
Przywróć nas ku łasce swojej, niezwalczony Panie,
Okaż swą twarz, a wszytko się nam po myśli stanie.
Wieczny Boże, który władniesz zastępy mocnemi,
I długoli będziesz gardził prośbami naszemi?
W płaczu ciężkim (ach niestety) chleb troskliwy jemy,
Wino żałosne na poły ze łzami pijemy.