Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 170.jpeg

Ta strona została przepisana.

Teraześ się obruszył, Panie, przeciw jemu,
Jawną niełaskę słudze okazujesz swemu:
Wywróciłeś przymierze, zepchnąłeś koronę
Z głowy jego, odjąłeś wszelaką obronę.
Mury, parkany leżą, zewsząd go targają,
Zewsząd szczypią, a żałość śmiechem podniecają.
Nieprzyjacioły jego nadeńeś wystawił
I ludzi zazdrościwe radości nabawił.
Przytępiłeś miecz jego, a w swojej potrzebie
Nie miał obrońcę, ani pomocnika z Ciebie.
Ozdoba wszytka jego i świetność zaćmiona,
A stolica nogami wzgórę wywrócona.
Ukróciłeś lat jego kwitnącej młodości,
Oczu podnieść nie może, pełen zelźywości.
Będzie wżdam[1] koniec kiedy tej niełasce? stanie
Wżdam Twój srogi gniew kiedy, nieśmiertelny Panie?
Wspomni sobie, jako kres ciasny mego wieka!
Izalibyś Ty prózno stworzyć miał człowieka,
Żeby i ten lichy czas w troskach miał położyć?
Bo kto śmierci mógł zniknąć, albo z martwych ożyć?
Gdzie teraz ono Twoje miłosierdzie dawne?
Gdzie, Panie, zwykła dobroć i przymierze sławne
Z Dawidem uczynione? — nakłoń oczu swoich
Pańskich, a urąganiu sług się przypatrz Twoich.
Pełne łono mam sznupek, pełne obelżenia,
Słuchając rozmaitych narodów hańbienia,
Którem nieprzyjaciele naszy nas zelżyli,
Ani pomazańcowi Twemu przepuścili.
Bądź na wieki pochwalon, wiekuisty Panie,
A co jest wola Pańska Twoja, niech się stanie.



  1. jednak.