I będą się Ciebie wszytki kraje bały,
I wszyscy królowie lękną się Twej chwały.
A to, że Ty znowu miasto swe naprawisz,
I w swym majestacie widomie się stawisz,
A gardzić nie będziesz pokornych prośbami,
Ani serca wielce strapionego łzami, —
Niech to pismem będzie napisano złotem
Dla wieku przyszłego, aby świat na potem
Miał pamiątkę Pańskiej dziwnej Opatrzności,
A sława słynęła Jego ku wieczności.
Abowiem, na niebie siedząc Pan wysoko,
Raczył swe ku ziemi na dół spuścić oko,
Aby płacz usłyszał więźniów okowanych,
I ratował na śmierć ostatnią podanych.
Aby na Syonie ciż Mu dziękowali,
I moc w Hieruzalem Jego wyznawali,
Wtenczas, gdy lud wszytek, wszyscy przełożeni,
Kwoli służbie Pańskiej będą zgromadzeni.
Teraz, acz mię strapił długiemi drogami,
I lat moich biednych skrócił frasunkami,
Przedsię kniemu wołam: nie bierz mię człowieka
Smutnego, mój Panie, w połowicy wieka.
Twe lata są wieczne, Tyś niebo zbudował
I ziemię rękoma swymi ugruntował;
To wszytko zaginie, a Ty w swej całości
Boże mój, trwać będziesz na wszytki wieczności.
Wszytko to zwiotszeje, by płaszcz pochodzony,
I odmianę weźmie, Tyś nieodmięniony
Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 190.jpeg
Ta strona została przepisana.