I obraca, prze zbytek ludzki, grunty płodne
W piasek i w słone pola nierodne.
Kiedy zaś chce, pustynią w piękną rzekę mieni
I piasek w łąkę pełną strumieni.
Gdzie potem utrapiony głodem lud prowadzi,
A oto zacne miasto się sadzi.
Pola na koło sieją, winnice kopają,
Pożytki biorą, żywność znaszają.
Pan zdarzył, że i sami wnet się rozrodzili
I wielkie mnostwo stad rozmnożyli.
Za czasem przeginęli, że ich barzo mało[1]
Z onej wielkości pierwszej zostało:
Owi głodem, a drudzy morem okróceni,
Wielka troskami część porażeni.
Na pany wzgarda przyszła, że się kryć musieli,
A z pustych lasów wyźrzeć nie śmieli.
A ubogiego zaś Pan w przypadku założył,[2]
I jako stado owiec rozmnożył.
Na to patrząc, w pobożnem sercu radość roście,
A złemu gębę by zaszył proście.
Kto ma rozum, to wszytko uważy, a wszędzie
Łaskawość Pańską najdować będzie.
Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 205.jpeg
Ta strona została przepisana.