Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 209.jpeg

Ta strona została przepisana.

A to też, jako woda, w jego wnętrzności
I, jako tłusty olej, wpiło się w kości.

Bodajże się tym płaszczem wiecznie nakrywał
I tegoż pasa na swe boki używał: —
Tę pomstę, to przeklęctwo, da Bóg, uczuje,
Ktokolwiek bez mej winy na mię fołdruje.[1]

Boże mój, Ty bądź ze mną, prze Imię swoje
Ty mię ratuj, bo wielkie są łaski Twoje,
A jam człowiek upadły, człowiek wzgardzony
I na sercu nieznośnym żalem strapiony.

Jako cień pochylony, gdy słońce gaśnie,
Tak i ja, nieszczęśliwy niszczeję właśnie.
Tak się umykam, tak się kryję po świecie,
Jako konik, czując chrzęst bliskich nóg lecie.

Od głodu ledwe nogi włóczę, a ciało
Uschło, jako wilgości w kościach nie stało;
Przyszedłem do wszech niemal ludzi w ohydę,
Głową, widzę, kiwają, gdziekolwiek idę.

Wspomóż mię, mocny Boże, a w mej żałości
Podeprzy mię z onej swej dawnej litości.
Niech rękę Twoję znają, niechaj się dowie
Zły człowiek, żeś Ty łaskaw na moje zdrowie.

Niech on klnie, Ty błogosław; niech się morduje,
A darmo, sługa zaś Twój niech się raduje;
Niechaj lekkość, jako płaszcz, na się oblecze,
Niech hańbę wzuje ten, kto fałsz na mię wlecze.

  1. nastaje.