Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 271.jpeg

Ta strona została przepisana.

Nie patrząc albo na kaźń albo jakie prawa,
Ale sama przystojność ta była ustawa:
Święta sprawiedliwości! i tyś nie gardziła
Śmiertelnem towarzystwem, aleś z nimi żyła,
Każdego nauczając jego powinności,
A oni twój święty głos mieli w uczciwości.
Przetoż onych lat pierwszych ani miecza znano,
Ani między krewnymi o zwadzie słuchano.
Żyli wszyscy w pokoju, przestawając na tem,
Co przyrodzeniu dosyć; więc morski pław[1] zatem
Nie był ludziom znajomy, a dla breły złota
W niebezpieczeństwo żaden nie wdawał żywota.
Pług a rola — to wszytka ludzka żywność była,
A święta sprawiedliwość wszem błogosławiła.
Ale kiedy zaś nastał śrebrny wiek po złotym,
Rzadko tę świętą pannę widać było potym.
I to z ludźmi już nigdy mieszać się nie chciała,
Ale wieczorem tylko z gór się więc puszczała,
A upatrzywszy ludzi gromadę niemałą,
Wymawiała im jawnie cnotę zaniedbałą.
Jakie, prawi, złe dzieci po narodzie złotym!
Lecz jeszcze i wy gorszych narodzicie potym,
Który wiek walki srogie i mordy pobudzi,
A rozmaity smętek przypadnie na ludzi.
To rzekłszy, ku świadomym górom się puściła
Niewściągniona, a ony strachem napełniła.
Ale jako żelazu śrebro ustąpiło,
Tak nad pierwsze gorszych się ludzi namnożyło,
Którzy naprzód złoczynną szablę ukowali
I robotnego wołu na srogi stół dali.

  1. żegluga.