Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 287.jpeg

Ta strona została przepisana.

Ów po szyję już w morzu gasnie nakłoniony,
Cepheus głowę zanurzył i ręce z ramiony.
Na wschodzie niedźwiadkowym jasna ręka znika,
Przed nim się i on wielki Orion umyka,
Orion, który hardą myślą uniesiony,
Obiecował wygładzić zwierz na wszytki strony.
Ale mu na złe wyszła ta duma szalona,
Bo ziemia sprawiedliwym gniewem poruszona,
Wzbudziła przeciw jemu Niedźwiadka srogiego,
Który go gardła zbawił jadem żędła swego.
A przeto, kiedy i dziś ten sprosny jad wstaje,
Niewściągniony Orion zawżdy tył podaje.
Tenże strach Andromedę nieszczęsną zajmuje,
I on srogi Wieloryb sam o sobie czuje.
Cepheus po pas w morzu na łeb wywrócony,
Ostatek sucho niesie Wóz nie zatopiony.
Ale i Kassiopa dziewki niezostawa,
A nie prawie poczesnie[1] na dół się podawa;
Bo głowa tonie w morzu; nogi ma na goli,[2]
A to cierpi nieboga Nereidom kwoli,
Którym się równać chciała; ta tedy zachodzi,
Z drugiej strony zaś niebo na górę wywodzi
Drugie pół Wieńca i część ostatnią ogona
Długiej Hydry, a przytem mocnego Chyrona
Ciało i znaczną głowę i zwierz rozciągniony,
Który na ręku niesie Chyron przerzeczony.
Tego Centaura przodek na łuk oczekawa;
Z łukiem pasmo wężowe i ciało nastawa
Jasnego Wężownika, lecz obudwu głowy
Niesie wschód znakomity z sobą niedźwiadkowy,

  1. niezupełnie przyzwoicie.
  2. na widoku.