Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

wet publicznie obawę przed jakimkolwiek z nim zetknięciem. Pozostał jednak głuchy na głosy współobywateli, składając przez to dowód zupełnego braku najzwyklejszej edukacji społecznej.
W zarozumieniu swoim zaszedł tak daleko, że zdawał się urągać zbiorowej opinji. W niespełna bowiem miesiąc, gdy się już uciszyły niespokojne pomruki o skonie Honorci, w tym samym miejscu, gdzie dotąd istniała grota płochej czarownicy, zadyndał szyld biały ze złotym napisem: Pierwszorzędny Zakład Pogrzebowy. Za kantorkiem, wśród stosów najcenniejszych trumien, w nieskalanie czarnym tużurku z białym chryzantemem w butonjerce zasiadł zakładu dyrektor i właściciel — wytworny pan Pichoń.
Z pośpiechem wiosennych nasion, pędzonych przez kwietniowe zwiewy, rozniosła się po mieście wieść o nowym zdarzeniu. Awanturniczą śmiałość przyjęto powszechnie za policzek, wymierzony godności obywatelskiej. Tłumnie gromadzili się najpoważniejsi mężowie na chodniku przed nowym zakładem i, zaciskając pięści, odgrażali się srodze. Nie brakło i wymyślań głośnych, wcale obelżywych.
Pan dyrektor nawet przez okno nie wyjrzał na uliczne hałasy. Były one dla niego tylko zapowiedzią, że zajadli ziomkowie niebawem się znużą, a, odszedszy w ciszę, jak przystoi bliźnim, z wrogą myślą się pogodzą.
Równocześnie zmarł w mieście mąż wielce wybitny, narodu całego wybraniec i szczęśliwy kochanek. Nowe przedsiębiorstwo najskromniejsze posta-