Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

różnicach o czasów sumienie. Bije trzecia godzina jesiennego popołudnia. Z oddali zalatuje go woń poległych liści, cicha i poważna, jak wydłużenie szpitalnych kurytarzy, skąd widać białe sale i białe litościwe łóżka. Niemoc w członkach czuje, pragnie spocząć. Przyjął go znajomy ogród miejski, zasiadł na ławie.
Przed nim nudnie, zębato brukowany rynek, w środku stara przyjaciółka studnia. Dziwne, że musiał ją spotkać pierwszą po swoim powrocie. Jest ona jakgdyby publicznym, kamiennym wyznaniem wiary poczciwej, odwiecznej. Wiary ojców zapewne i jego własnego dzieciństwa, które było krótkie. Niepokoiła go już nieraz ta biblijna rzeźba, lecz również często pocieszała w strapieniu. Patrzy ku kamiennym postaciom czule i przychylnie. Gdyby mógł odgadnąć ich niezłomną wolę, możeby lepiej używał zmarnowania swego i pozorów, jakie mu były na zawsze przydane. Skromność nie pozwala mu zbytnio się narzucać, ale oni sami, ci z nad studni, widocznie są mu radzi, stoją niezachwiani i kilkakrotnie łypnęli nawet życzliwie w jego stronę. Więc może bez obawy oglądać.
Na usta przyjęli smętnicę onych wiecznie powrotnych, umęczonych południ. Uginają rozłożyste barki pod ciężarem wielkich gron kamiennych. Zapomnieli zrobioną rozpacz, którą im z oczu wydziobały głupie gołębie i ptactwo zimy pochmurne. Rozparci w gwarną polichromję zapadli w niezmienność kupionych przeznaczeń. Tylko czas wyraził się w ospowatych śladach na ich kutych cielskach, da-