Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

niegdzie błyszczały nieodmiennie światłem srebrzystem, rażącem wprost oczy na tle aksamitnej czarności nieba.
I tak — nieruchomi napozór, gnali przez przestrzeń między dwoma jasnemi sierpami: Ziemi i Księżyca, z których jeden — wklęsły — zwiększał się pod nimi nieustannie, drugi, wydęty — malał coraz bardziej w górze.
Uczony Roda nie odzywał się prawie przez cały ciąg tej niepojętej podróży. Wciśnięty w kąt wozu siedział osowiały, jakby martwy, — policzki mu pożółkły jeszcze więcej niż zwykle, oczy szeroko rozwarte, przerażone, zapadły gdzieś w głąb orbit pod nastroszonymi brwiami. Mataret natomiast krzątał się i gospodarzył w tym nieszczęśliwie owładniętym wozie »Zwycięzcy«. Znalazł wodę i różne zapasy wyciągów, któremi się żywił, zmuszając i towarzysza, ażeby wziął nieco w usta.
Roda jadł niechętnie, spoglądając z lękiem a nienawiścią na rosnącą wciąż Ziemię. W głowie jego kłębił się wir myśli, które napróżno starał się uporządkować. Wszystko mu się teraz wydało dziwnem, niepojętem i szalonem. Myślał wciąż od początku o tem, co zaszło — i gubił się ciągle w jakimś chaosie rzeczy sprzecznych i idących na wspak temu, w co dotąd wierzył, jako w prawdę oczywistą i niewątpliwą.
Bo też istotnie było w tem dziwne i aż śmieszne nieprawdopodobieństwo... Urodził się i wyrósł na Księżycu wśród ludu, przechowującego podanie, iż przed wiekami pierwsza para rodziców pod przewodnictwem legiendarnego »Starego Człowieka« z Ziemi na Księżyc przybyła, dając tu początek nowym pokoleniom. I podanie mówiło jeszcze, że kiedy ludzkość przez straszliwych księżycowych pierwobylców, potwornych szernów nękana, w największym się znajdzie pognębieniu, zjawi się znów z Ziemi na Księżyc przybyły »Zwycięzca«, aby lud z ręki wroga wybawić. Karmiono go temi baśniami od dziecka, ale on, zaledwie lat rozumu doszedł, rychło przestał im wierzyć. Owszem przekonany był, że Księżyc jest odwieczną ludzi kolebką, a Zie-