Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 015.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   7   —

mia lśniącą gwiazdą olbrzymią jedynie, co świeci nad martwą i pustynną, powietrza nie posiadającą półkulą Księżyca, martwa, sama i pusta, wszelkiego życia na błyszczącej powierzchni swej pozbawiona.
Wierzył tak niewątpliwie w tę prawdę, przez siebie odkrytą, którą jeno kapłani dla samolubnych celów chcą zakryć złotemi bajkami o ziemskiem rzekomo ludzi pochodzeniu, iż stał się nawet założycielem bractwa, mającego na celu rozpowszechniać i rozwijać to przekonanie. I właśnie kiedy zawiązane przezeń Bractwo Prawdy zaczęło róść w moc i znaczenie, coraz liczniejszych gromadząc zwolenników, przybywa na Księżyc człowiek tajemniczy a olbrzymi, którego lud rychło z Ziemi oczekiwanym »Zwycięzcą« mianuje.
Tutaj nasuwały się Rodzie wspomnienia wszystkich walk jego i wysiłków krwawych w obronie Prawdy ze wzrastającą dziwnego przybysza przewagą...
Nie wątpił on ani na chwilę, że nie z Ziemi spadł ów człowiek ogromny, ale przybył poprostu w wozie swym latającym z tamtej strony Księżyca, pustynnej rzekomo a w istocie kryjącej w głębokich, jak gdyby obronnych jarach kraj rozkoszny i żyzny, pierwotną ludzi ojczyznę, zazdrośnie przez żyjące tam szczęsne plemię przed wygnańcami ukrywaną.
Postanowiono tedy zagarnąć wóz »Zwycięzcy«, zajętego walką z szernami za morzem i zmusić go w ten sposób do wyjawienia drogi do tajemnego wnętrza dawnej ojczyzny. Wóz ogarnięto istotnie i on — Roda — byłby z pewnością dopiął swojego celu podniosłego, dał wydziedziczonym raj utracony z powrotem, gdyby nie ten przeklęty Mataret o łysej czaszce, co razem z nim teraz w metalowej łupinie zamknięty, pędzi przez otchłanie międzygwiezdnej przestrzeni i patrzy nań drwiąco wyłupiastemi oczyma.
Wiedział przecież dobrze — bo Roda zdołał to od »Zwycięzcy« wyciągnąć i jemu powiedział, że wóz jest gotowy do drogi, a mimo to, gdy weszli do wnętrza, pewni już tryumfu