Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 019.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   11   —

i trzeba być głupcem takim, jak ty, aby na chwilę bodaj przypuszczać, że ta gwiazda pyzata i świecąca, co się przed nami teraz jak szczenna suka wydyma, może być siedliskiem życia jakiegokolwiek! Cieszę się, że się przekonasz nareszcie, że się wy wszyscy przekonacie, iż to, co ja mówiłem zawsze...
— Wszyscy się nie przekonają — wtrącił Mataret, ruszając ramionami. — My pomrzemy...
Urwał i spojrzał na towarzysza, w którym pod wpływem tych słów powtórzonych zbudziła się nagle okropna świadomość beznadziejnego położenia. Zerwał się i zapieniony z gniewu przyskoczył do Matareta z zaciśniętemi pięściami, bełkocąc wyzwiska i obelgi.
— Ty głupcze, coś ty narobił! — powtarzał wkoło bez końca, aż wreszcie schwycił się rękami za głowę i rzucając się na podłogę, począł jęczeć i zawodzić a przeklinać dzień i godzinę, w której przyjął był jego — szaleńca i półgłówka — do wielce czcigodnego Bractwa Prawdy, co teraz osierocone przez mistrza swego zostało samo na księżycu.
Przez chwilę jakąś patrzył Mataret na wijącego się w spazmatycznym, niemęskim płaczu nauczyciela, ale nie mogąc snadź znaleść słowa żadnego, aby go uspokoić, skrzywił jeno wargi i odwrócił się odeń pogardliwie.
Czas mu się dłużył nieskończenie. Nie miał co robić a zresztą nie było wogóle nic do zrobienia. Pędzili ku ziemi, a raczej spadali na nią z szybkością, z której Mataret nie umiał sobie zdać sprawy. Miał ochotę spojrzeć przez okno — i jakiś mimowolny strach go od tego powstrzymywał. Założył ręce na plecach i jął się przyglądać ścianom wozu bez myśli, bez czucia — z tą tylko chłodną a uporczywą świadomością, że wkrótce, może już za chwil parę, nastąpi coś potwornego, czemu zapobiec nikt nie jest w możności.
Blizkość Ziemi dawała się już odczuwać wzrostem siły przyciągania, objawiającej się w powiększonym ciężarze wszystkich przedmiotów. Mataret o karlim wzroście i drobnych siłach