Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   28   —

— Nie jesteś ranny?
— Nie wiem. Zawrót mam w głowie. Boli mnie całe ciało. I ciężko, tak ciężko straszliwie...
Mataret czuł to sam, mogąc się zaledwie z największym wysiłkiem poruszać.
— Co się to stało? — zapytał po chwili.
— Nie wiem.
— Byliśmy już blizko Ziemi. Widziałem, jak wiruje.. Gdzież teraz jesteśmy?
— Nie wiem. Może to my przelatywaliśmy ponad nią! Minęliśmy Ziemię teraz widocznie i pędzimy znów w przestrzeni dalej, w cieniu jej pogrążeni.
— Czy uważasz jednak, że wóz przybrał dziwne jakieś położenie? Chodzimy po ścianie.
— Cóż mnie to obchodzi? Wszystko jedno. Tak czy owak — śmierć nas czeka nieuchronna — na ścianie, czy na powale...
Mataret zamilkł, przyznając w duszy słuszność mistrzowi. Wyciągnął się nawznak i przymknął oczy, poddając się ogarniającej go zwolna senności, co przychodziła nań snadź jako zapowiedź zbliżającej się śmierci.
Nie usnął jednak. Majaczyły mu się tylko w jakiemś nawpół przytomnem marzeniu księżycowe szerokie równiny i miasto przy Ciepłych Stawach nad brzegiem morza położone.... Lud niby widział skądś wracający, z uroczystości jakiejś, od stopni świątyni, na których stał człowiek wyniosły, Zwycięzcą na Księżycu nazwany — i patrzył nań szyderczemi oczyma. Zawołał nawet na niego po imieniu. Raz i drugi.
Rozwarł oczy. Rzeczywiście wołano go.
— Roda?...
— Czy śpisz?
— Nie, nie śpię. Zwycięzca...
— Do licha ze Zwycięzcą. Krzyczę na ciebie już pół godziny. Wytrzeszcz ślepia!