Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   30   —

okno otwarte w twarz go naraz uderzył, zachwiał się, powietrzem pijany i zmęczony trudem, nie mogąc zrazu w braku sił na świat się wydobyć.
Po dłuższym odpoczynku dopiero wrócił do równowagi i chwyciwszy się rękoma za obrzeże okna, dźwignął głowę a potem i całe ciało na zewnątrz. Roda cisnął się już za nim i wysuwał dużą rozczochraną czaszkę z wozu.
Patrzyli długo obaj w milczeniu.
— A nie mówiłem, że Ziemia jest niezamieszkana! — ozwał się wreszcie Roda.
Przed nimi — dokoła — jak okiem zasięgnąć ciągnęła się roztocz piasku, żółta, w garby niby fale pogięta, jarkiem rozżarzonem słońcem spalona. Wóz ich, zlatując na Ziemię, wpadł był w wydmę olbrzymią, z której go ustający teraz właśnie wiatr pustynny wygrzebał.
Mataret nie odpowiadał na słowa Rody. Patrzył szeroko rozwartemi oczyma i porządkował w duszy dziwne wrażenia. Wszystko naokół niego było ciche, martwe, nieruchome; trudno mu było uwierzyć, że to jest ta sama Ziemia, którą widział był zda się przed chwilą w szalonym wirze mknącą pod swemi stopami... Przecierał oczy i zbierał myśli rozpierzchłe — niepewny, czy śni teraz, czy się też ze snu niepojętego zbudził?
Chwilami lęk go ogarniał nerwowy, którego przyczyny sam zgoła nie znał. Drżał wtenczas febrycznie od stóp do głów z okropnem, szalonem pragnieniem w sercu, aby to wszystko, co zaszło, ta podróż i ta Ziemia — okazały się jeno sennym majakiem... Starał się zapanować nad sobą i myśleć przytomnie.
Wreszcie poczuł, że głód mu zaczyna dokuczać. Wrócił do wozu i wydobył stamtąd resztę wody w miechu z nieprzepuszczalnej błony i szczupłe zapasy pozostałej jeszcze żywności. Zwrócił się do Rody:
— Jedz!
Mistrz wzruszył ramionami