Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 108.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

On też czekał dnia wyjścia ze szkoły, jak wyzwolenia. Syn rodziców, podrzędne mających stanowisko a więc niezasobnych, śnić nawet nie mógł o tem, aby o własnych siłach oddać się studjowaniu muzyki, która, jedyna na świecie, miała dlań wartość i urok. Ale społeczeństwo, doskonale urządzone, w zasadniczych ustawach miało paragraf, przyznający prawo do bezpłatnej nauki i utrzymania na koszt skarbu wszystkim, którzyby w jakim kierunku zdolność okazali.
Ukończywszy szkołę powszechną, miał nadzieję, że mu się uda dostać pod opiekuńcze skrzydła owej dobroczynnej ustawy; ale przy egzaminie, mającym wykazać jego muzyczne uzdolnienie, przepadł sromotnie. Muzycy zawodowi, wysokie pensje ze skarbu biorący, powiedzieli bez ogródki i jednogłośnie, że powinien raczej rondle skrobać, bo jest cudak.
Był też i inny paragraf w ustawie, nakazujący wszystkim pracę obowiązkową. Zresztą, gdyby mu się nie chciał kto poddać — na jakiś czas przynajmniej — musiałby z głodu umrzeć.
Wyznaczono Łachciowi drobną posadę w Urzędzie Międzynarodowych Komunikacji, gdzie przez kilka lat uchodził znów za bałwana, za darmo chleb zjadającego. Nieludzkich poprostu wysiłków używał, aby się kształcić i ze szczupłej pensji opłacać prywatnych nauczycieli, mających mu otworzyć królestwo dźwięków; głodem przymierał, w łachmany się odziewał. Po odbyciu koniecznych lat »służby społecznej« w Urzędzie Komunikacji na nieodmiennie nizkiem stanowisku, gdy tylko nadszedł dzień, kiedy wedle praw obowiązujących wolno mu ją było porzucić — poszedł co rychlej a lekkomyślnie w świat, z emeryturą tak śmiesznie małą, że musiałby co trzeci dzień tylko jadać i to nie obficie, aby mu na życie starczyła — i z teką, pełną orkiestralnych utworów, których mu nikt nie chciał zagrać.
On sam — twórca, zręczności wykonawcy nie posiadając, śnił jeno z tęsknotą, patrząc na nuty nakreślone, o dniu nienadchodzącym, kiedyby one dla własnych uszu jego zmartwych-