Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 136.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   128   —

— Coście wy za jedni? — spytał żywo i mimo woli rodzinnym swym, polskim językiem.
Skutek był niespodziewany. Księżyczanie zrozumieli te słowa w »świętej mowie« ich ksiąg najstarszych wypowiedziane i poczęli opowiadać obaj naraz, bezładnie, w radosnej nadziei, że się skończy nareszcie to długie i fatalne dla nich nieporozumienie.
Z truciem łowił Jacek uchem znaczenie mieszaniny poprzekręcanych wyrazów, jakiemi go zarzucali. Zadał im jeszcze kilka pytań, aż wreszcie zwrócił się do Azy. Twarz miał poważną, usta mu drgały nerwowo.
— Oni przybyli z Księżyca — rzekł.
— Od Marka? — krzyknęła dziewczyna.
— Tak. Od Marka.
Pan Benedykt wytrzeszczał oczy, nie rozumiejąc właściwie dobrze, co to wszystko znaczy.
— Arab mi ich sprzedał — mówił. — Podobno żyją tacy na pustyni w dalekiej oazie..