Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   143   —

Zjednoczonych Stanów Europy, a wiedziano tylko, że dzięki środkom jego, organizm odradzającym, choroby istnieć przestały — że on zapomocą opanowania atmosferycznej elektryczności i władzy nad pogodą i ciepłotą, urodzaje zbóż zgóry ustanawia i karmi ludzkość głodną — i mnóstwo rzeczy jeszcze większych i cudowniejszych.
To był drugi okres w życiu Roberta Tedwena. Zerwał z nim, nim doszedł lat pięćdziesięciu. Tak niespodziewanie, jak poprzednio stanowisko naczelne był porzucił, odstąpił teraz od »kuźni« swoich, skąd na świat rok rocznie nowe szły wynalazki, i zaniechawszy praktycznego wyzyskiwania wiedzy, jął się zawodu nauczycielskiego, przysposabiając uczniów wybranych do trudu największego: dźwigania dorobku myśli ludzkiej.
Jednym z umiłowanych i najzdolniejszych uczni jego był Jacek. Znał on go już starcem i czcił nietylko jako nauczyciela i mędrca największego, lecz nadto jako przyjaciela swego, który mimo ogromną różnicę lat gotów był zawsze myślą i sercem życie jego dzielić...
Ale i ten czas, kiedy starzec zadziwiający był wychowawcą i niejako ojcem »wiedzących«, należał dziś już do przeszłości. Z wiekiem coraz mniej uczniów przyjmował i coraz skąpiej udzielał im swej mądrości niezgłębionej, aż dnia pewnego ci niewielu, których miał jeszcze przy sobie, przychodząc doń, zastali drzwi jego domu zamknięte.
Lord Tedwen przestał nauczać.
Gdy błagano go o słowo wiedzy, wzruszał tylko ramionami i mówił ze smutnym na ustach uśmiechem:
— Sam nie wiem nic... Blizko ośmdziesiąt lat życia strwoniłem; muszę teraz korzystać z ostatnich dni, aby pracować dla siebie.
Jakoż pracował. Umysł jego potężny, wiekiem nie osłabły, wgłębiał się w tajniki istnienia, snuł teorje ogólne a otchłanne, odkrywał prawdy nagie i tak straszliwe, że chociaż rzadko i tylko najzaufańszym rąbek ich odkrywał, dreszcz słuchaczy