Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 156.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   148   —

— Źle jest tymczasem i podle...
— Cóż z tego? Czyż przeto mamy fizycznie robić to, co w każdej chwili, jak sam przyznajesz, myślą zrobić możemy, nie wytrącając naszych bliźnich ze stanu, który dla nich może najlepszy jest właśnie? Pamiętaj, że gdy z pęt fizycznych przez tak zwaną śmierć się uwolnimy, czyn naszej myśli będzie dla nas rzeczywistością jedyną...
— Trzeba wierzyć...
— Tak. Trzeba wierzyć, — powtórzył Tedwen poważnie.
— A ten świat, ten świat dookoła — czyż ma się dalej toczyć taką drogą, jaką dotąd się toczy?
Starzec oparł dłoń na ramieniu Jacka.
— Twój wynalazek na właściwe tory go nie sprowadzi.
— Gdyby władzę mieli najlepsi...
— Chcesz władzy?
— Nie złączyłem się z Grabcem. Nie wiem, czy umiałbym władzę wykonywać. Żal mi świata mojego, w którym żyję codziennie. Ale...
— Co?
— Zdaje mi się, że dobrowolnie a niedołężnie po za życiem zostaję i wstydzę się tego czasem.
Lord Tedwen milczał przez parę chwil. Oczy jego szeroko rozwarte zdawały się błądzić gdzieś po latach minionych, co ze wspomnień żywo przed nim wstawały... Otrząsnął się wreszcie i zwrócił ku Jackowi.
— Cóż można zrobić dla tego życia, dla współżycia ludzi raczej? Wiesz o tem, że miałem ja władzę, jak może nikt inny...
— Tak.
— I porzuciłem ją. Czy wiesz dla czego?
— Nie dawała ci, mistrzu, zadowolenia; wolałeś pracę ducha swojego...
Mędrzec potrząsnął głową zwolna ale stanowczo.
— Nie. To nie o to idzie. Przekonałem się jeno, że dla ustroju społecznego nic zrobić nie można. Społeczeństwo nie