Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 159.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   151   —

kości kwiat i światłość ziemi, i widzę was dumnych ale smutnych, wplątanych w kołowrót świeckich wypadków, wysilających ducha na tak zwany pożytek tłumu, przepaścią od was oddzielonego. Moja to wina, że tę przepaść widzicie i czujecie, moja wina, że jesteście smutni i osamotnieni, moja wina, że myśl wasza znużona przelatuje nad pustką ostateczną, nie mogąc znaleść odpocznienia, jak orzeł na szerokich skrzydłach nad wodami oceanu zbłąkany...
»A cóżem ja wam dał w zamian? Jaką prawdę niewątpliwą? jaką wiedzę? jaką moc? Zaiste, że zbyt mało wiem ja sam, abym mógł być nauczycielem... Wszystko, co wam mówiłem o wszechświecie i bycie, było tylko rozszarpywaniem rzeczywistości, jaką oczy wasze znają, a niestety, niestety! na żadne: dlaczego? nie umiałem wam dać dostatecznej odpowiedzi.
»Dlatego to właśnie pewnego dnia zamknąłem się przed swymi uczniami, pragnąc znaleść wpierw mądrość dla siebie, w tych dniach ostatnich, które mi jeszcze do żywobycia zostały... dzisiaj — niewiela mi już do stu lat niedostaje: od dwudziestu blizko pracuję w samotności i skupieniu.
— I co nam masz do powiedzenia dzisiaj, nauczycielu? — zapytał Jacek.
Zdawało się, że lord Tedwen nie słyszy pytania. Wsparł czoło wysokie na dłoni i patrząc przez okno na szerokie, rozkołysane letnim wiatrem morze, mówił zwolna głosem, rozpływającym się niemal w szepcie:
— Trud życia jest już po za mną i wysiłek wszelki, jaki myśl ludzka zdolna była ponieść. Wychodziłem na szczyty najwyższe, kędy już oku ginie oddalony świat i pustka jest naokoło, i zaś zstępowałem w głębokości takie, kędy już znowu pustka jest jeno. Nie uląkłem się żadnego pomyślenia i żadnej istności nie uważałem za nietykalną, badając ją owszem aż do ostatnich korzeni, rozrywając na włókna najpierwsze...