Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 170.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   162   —

pokrowcem ze sofy ściągnionym przykrytego, patrzał nań z wściekłością nie licującą zgoła z zamiarem, jaki go tu sprowadził, i poruszał żuchwami, jakby miał ochotę zacnego staruszka zemleć w zębach bez litości.
— Jakże się miewasz? — ozwał się pan Benedykt po głębszym namyśle.
— Jak najgorzej, — zgrzytnął Łacheć.
Pan Benedykt uczuł ochotę powiedzenia siostrzeńcowi czegoś przyjemnego.
— Podobała mi się muzyka twoja dla pani Azy napisana.
Łacheć podskoczył na krześle.
— Podobno zarobiłeś mnóstwo pieniędzy?
— Przegrałem wszystko.
— O!
Wzniósł brwi wysoko i patrzył przez chwilę na kuzyna, kiwając głową smutno i z wyrzutem. A potem rzekł niespodziewanie:
— Żenię się.
— Czy wuj osza...!
Urwał w połowie wyrazu i wypluł ze siebie niby uprzejmie:
— Winszuję. A z kim, jeśli wolno zapytać?
Pochylił głowę, aby ukryć uśmiech złośliwy i w tej chwili wzrok jego padł na połowę twarzy Azy, z pod pokrowca na biurku wyglądającą.
Oddech mu zaparło dzikie podejrzenie; chwycił pokrowiec oburącz, aby go odrzucić, ale pan Benedykt czuwał. Przyparł dłońmi tkaninę i tak mocowali się przez parę chwil, aż wreszcie muzyk zwyciężył. Za zdartą szmatą posypały się fotografje na podłogę całą kupą. Pan Benedykt, zarumieniony jak młodzieniaszek, schylił się, aby je zbierać, a Łacheć pobladł. Wbił oczy w tę twarz, z setki kawałków kartonu doń wyglądającą i zacharczał głosem stłumionym:
— Z kim? z kim się wuj żeni?
— Nie wiem jeszcze! Czyś ty zwarjował? po co to roz-