Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 212.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   204   —

dusz przekonania o porządku istnienia i stawania się... Nie wiem nic! nie wiem zgoła nic!
Ścisnął głowę rękami i trwał tak przez jakiś czas w milczeniu, usiłując już nie myśleć nawet o tem.
Zachrzęściała po za nim w ścianie metalowa skrzyneczka, którą mu z centralnego urzędu wprost do domu ranną pocztę przesyłano. Wstał i aby myśl rozerwać, dotknął sprężyny, skrytkę zamykającej. Paczka papierów wysypała się na stolik — były to przeważnie karty niewielkie, na których obok nazwiska zapisano tylko numer jakiś i godzinę, o której wysyłający pragnie rozmówić się z Jego Ekscelencją telefonicznie... Jacek przerzucał te karty prędko, nie myśląc prawie o tem, co robi. Myśl jego wbrew woli wracała uporczywie do zdarzeń nocy ostatniej, nie zdolna zatrzymać się na doniesieniach mniej i więcej ważnych, które miał w ręku.
Nareszcie jedna rzecz zajęła go żywiej. Było to codziennie przysyłane mu sprawozdanie kierownika zakładów, którym polecił wedle planów najściślejszych nowy »wóz księżycowy« dla siebie zbudować. Dyrektor donosił, że robota postępuje zwolna, ale pewnie i on spodziewa się za dwa lub trzy miesiące oddać Jackowi pojazd do drogi gotowy.
Dwa lub trzy miesiące! Drgnął niecierpliwie. — Tak długo czekać wprost niepodobna! Jeżeli Marek tam, na Księżycu, pomocy jego potrzebuje, to może ona być już spóźniona — a przytem... co tu może zajść w tym czasie, nim on zdąży wyjechać! Czyż niema już innego środka nad ten wóz, w przestrzeń ścieśnionemi wyrzucony gazami?...
Obejrzał się. Za nim siedział w fotelu Nyanatiloka, milczący, spokojny, jak zawsze. Jacek przywykł już był tak do jego niespodziewanego i dziwnego pojawiania się w różnych miejscach i najczęściej wtedy, gdy o nim myślał, że nie okazał już nawet zdziwienia. Przystąpił jeno żywo ku niemu.
— Mówiłeś kiedyś, — zaczął bez wstępu — że dla woli niema przeszkód mniejszych lub większych, — że jeśli poko-