Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 213.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   205   —

nała jeden milimetr przestrzeni, to już pokonać potrafi i tysiące mil...
— Tak myślę, bracie.
— Byliśmy dziś w nocy w Tatrach, nie ruszając się niby stąd...
— Tak myślę.
— Byliśmy tam naprawdę. Leży na mym stole łodyga goryczki, kwiatem okryta świeżym... Jestem pewien, że ją zerwałem dziś rano na stokach Żabiego... Nyanatiloka!
— Słucham cię, bracie.
— Ja chcę być na Księżycu — dzisiaj! za godzinę, natychmiast! Być nie we śnie, ale rzeczywiście, jak w Tatrach dziś byłem i móc tam działać.
— Nie wiem, czy zdołasz tego dokazać.
— Zrób to ty! dopomóż mi!
Nyanatiloka potrząsł głową zwolna i stanowczo
— Nie.
— Dlaczego? Ja chcę, ja cię proszę o to!
— Nie. Nie teraz...
— Więc nie możesz zrobić tego widocznie! Snadź mądrość twoja cała i potęga polegają jedynie na robieniu figlów i sprowadzaniu omamień.
Urwał. Wstyd mu się zrobiło tego, co mówił, — spojrzał na Nyanatilokę z obawą. Mędrzec buddyjski patrzył nań pobłażliwie i uśmiechał się nieznacznie.
— Daruj! szepnął Jacek.
— Nie mam ci nic do darowania, bracie mój...
— Uniosłem się...
— Przecież to zabawne, — dodał po chwili, siadając zwolna na krześle — że mówię do ciebie tak, jakbym ci właśnie miał za złe, że cudów działać nie możesz...
Zamilkł szybko, przypomniawszy sobie, że jednak to, co ten buddysta już niejednokrotnie przed oczyma jego czynił, cudem bywało jednak...