Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 214.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   206   —

— Nic nie rozumiem! — rzekł głośno, chociaż mówił tylko do siebie samego.
Nyanatiloka spoważniał.
— A jednak mógłbyś to, bracie, zrozumieć tak łatwo, gdybyś tylko chciał...
— Działasz cuda!
— Nie. Cudów nie działam. Nie działa cudów wogóle nikt z tej prostej przyczyny, że nie jest zgoła cudem panowanie ducha nad pozorem i nie wykracza po za zakres praw Bytu odwiecznego... A jeśli ci odmawiam...
— Tak, dlaczego mi odmawiasz? — powtórzył Jacek.
— Posłuchaj mnie.
Nyanatiloka przysiadł się ku niemu i dłonie obie wsparłszy na poręczy krzesła, mówić począł, oczu od twarzy jego nie odwracając:
— Chcesz się dostać bezzwłocznie na Księżyc za przyjacielem swoim, na skutek posłyszanych wieści. Dopomogłem ci już raz myślą tam być i patrzeć duszy oczyma na czyny twego przyjaciela, ale ciebie to nie zadawalnia. Chciałbyś tam być tym kształtem marnym owinięty, który nazywasz swem ciałem — z możnością udzielania się innym, wykonywania pewnych ruchów, słowem: działania, tak jak ty jeszcze działanie w tej chwili rozumiesz. Nie sądzę, aby to było potrzebne i duszy twojej pomogło, — a przecież o co innego zgoła nie chodzi.
— Owszem, chodzi o przyjaciela mojego, który pomocy mej może potrzebuje.
— Co mu ty pomożesz? Czy weźmiesz z sobą maszynę swoją zabójczą i zniszczysz księżyc cały, aby jego ocalić, jeśli mu co zagraża? Czy ty zresztą wiesz, co się tam dzieje naprawdę? Mówiłeś wczoraj w przytomności mojej z karłami i wnioskujesz z tego, coś od nich usłyszał, że przyjaciel twój Marek z zamiarem, czy wbrew zamiarowi — wdał się niespodziewanie w los księżycowego ludu i wpływa osobą swą na jego dzieje. Cóż chcesz teraz zrobić? Stanąć przy nim i dopo-