Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 219.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   211   —

chełpliwy... A on rzekł odchodząc: Nie dlatego, żem cię nie posiadł — lecz że owszem usta twoje pocałowałem, żem przestał wierzyć już w siebie...
Śmieszna historja!
Rzuciła precz dopalony papieros i stopy w złotych trzewikach wyciągnęła na puszystym dywanie. Zła była na siebie, że myśli wciąż o rzeczy wedle przekonania swego drobnej i niewartej pamięci i tak na dnie gdzieś w duszy śpiącą słabość swoją potwierdza, kiedyby właśnie mocną być winna, mocną i nielitościwą, jak leśny ryś w gałęziach drzewa ukryty, co nad puszczą całą panuje.
Odwróciła się na szelest drzwi otwieranych. Na progu stał Jacek — przybladły nieco i kłaniał jej się głęboko, przepraszając za spóźnienie. Nie wstając z krzesła wyciągnęła ku niemu dłoń lewą, wypieszczoną, z długiemi, różowymi paznogciami. Jacek pochylony dotknął jej lekko drżącemi, gorącemi wargami — i w tej chwili Aza, spojrzawszy z góry ponad jego głowę, dostrzegła we drzwiach dziwną postać półnagiego buddysty. Drgnęła mroźnym, niewytłumaczonym przestrachem i oczy rozwarła szeroko... Ta twarz wydała jej się znaną skądś, tak dobrze, tak dobrze znaną...
Powstała zwolna — i podczas gdy Jacek zdziwiony jej zachowaniem, na bok nieco ustąpił, ona wytężyła oczy i pamięć...
Coś jakby mętne przypomnienie, kiedy małą jeszcze była dzieweczką: sala olbrzymia, ludźmi zapchana, estrada w światłach rozjarzona — a na niej postać ta sama, te same dłonie o długich, subtelnych palcach, które teraz widzi na klamce drzwi — i ta twarz, długimi czarnymi okolona włosami...
I skrzypce czarodziejskie, w żywy chór aniołów dotknięciem dłoni tych zamienione, śpiewają. Czuje w dziecinnej piersi oddech zaparty: gra on, mistrz nad mistrze, skrzypek niezró-