Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 230.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.




XVIII.

Potrząsnął zwolna głową i uśmiechnął się.
— Nie — zaczął, nie patrząc na Azę, jakby nie na jej odpowiadał pytanie, — nie wyrzekałem się niczego, żadne mnie nie spotkały zawody, nie byłem zgoła na nic rozgoryczony, niczem rozczarowany.
Jacek poruszył się niecierpliwie na krześle.
— Więc czemuż...
Urwał nagle i zamilkł, wstydem jakimś ogarnięty, że pyta o to, coby powinien już był może zrozumieć.
Nyanatiloka podniósł nań oczy spokojne i jasne.
— Tamto było mało. Poszedłem dalej, chciałem żyć.
— Żyć!... — szepnął Jacek do siebie, jak echo.
W jednej chwili stanęło mu żywo w pamięci wszystko, co słyszał o tym człowieku dziwnym, jeszcze jako chłopiec nieletni, i co wiedział o nim teraz.
»Chciałem żyć« mówił Serato-Nyanatiloka, on, którego imię było niegdyś synonimem życia samego, rozpętanej mocy, szczęścia, rozkoszy, władztwa.
Mówiono o nim wówczas, jak o bożyszczu. Kędy się pojawił ze skrzypcami czarodziejskiemi, ludzie jak obłąkani padali przed nim na kolana, a on robił z nimi poprostu co chciał. Jeśli można było kiedykolwiek rzec o jakimś artyście, że wła-