Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 240.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   232   —

Obejrzała się. Stał przy niej, dostawszy się snadź z widowni, człowiek jakiś wytwornie odziany, o czarnych falistych włosach i powstrzymywał ją białą, miękką, a silną jak stal dłonią.
— Czekaj.
Nie miała nawet czasu dziwić się, ani przerazić, — ogarnęło ją tylko niewypowiedzianie słodkie uczucie, że jest pod czyjąś opieką. Dyrektor skoczył ku natrętowi blady z wściekłości, lecz nim usta otworzył, opiekun jej rzekł głosem spokojnym a rozkazującym:
— Proszę mi dać skrzypce jakiekolwiek!
— Serato! Serato! — huczało już w całym amfiteatrze, jak w ulu.
Serato! — Gwałtownym ruchem zwróciła głowę, wpatrzyła się weń chciwie, zachłannie, serce jej niemal przestało bić.
Bajka, wyśniona, złota baśń: przyszedł, weźmie, powiedzie...
Nie! coś innego w niej zadrgało, coś, z czego w pierwszej chwili nawet sprawy sobie zdać nie umiała. Czuła palce jego mocne na odkrytem, dziecięcem ramieniu, żar ją jakiś objął pod przelotnym wzrokiem jego, co twarz jej musnął, w piersi się coś zatłukło. Miała ochotę łkać, zgubić się, unicestwić, zapragnęła, aby on ją zgniótł swemi rękami, albo nogą stanął na piersi i równocześnie uciekać chciała, uciekać...
Cisza nagle ogarnęła teatr. Usłyszała jakiś dźwięk nieziemski, przedziwny, jakiś srebrny płacz, — zdumiała się prawie, skądby pochodził.
Serato grał.
Nikt teraz już na nią nie zwracał uwagi. Przysiadła nieco na uboczu i patrzyła. Jakiś szum krwi w uszach kradł jej dźwięki muzyki; widziała tylko dłoń jego białą, wodzącą smyczek, opuszczone powieki, usta rozchylone nieco w wygolonej twarzy, wilgotne, krwawe. Dreszcz dziwny prze-