Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 272.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   264   —

wspomnienie owego spotkania w cyrku przed laty dwudziestu, Nyanatiloka rzekł: »pamiętam« tak spokojnie i nic nie znacząco, że ona aż drgnęła z przykrem uczuciem upokorzenia. Chciała go wybadać, czy bodaj nie będzie unikał w słowach tego wypadku, coby dla niej było dowodem, że jednak nie jest mu obojętną, ale on — nie podtrzymując zresztą ze swojej strony rozmowy, mówił z nią, gdy chciała, o tem, z tą samą chłodną i uprzejmą obojętnością, z jaką odpowiadał na jej chytre pytania co do swego dawnego życia, stosunków z kobietami, miłości, miłostek...
To wszystko jednak, zamiast zrazić Azę, podniecało ją jeszcze więcej, tak że wkrótce nie mogła już myśleć o niczem innem, jak tylko o możliwości i sposobie pokonania tego mędrca nadludzkiego...
Jacek tymczasem nie wracał z oględzin wozu swojego. Oprócz obszernego pisma do Seraty, przyszedł tylko od niego krótki list do Azy, w którym przepraszał, że ją samą w domu pozostawia i usprawiedliwiał się kłopotami, jakie ma ze strejkującą co pewien czas fabryką oraz koniecznością osobistego dozoru roboty.
Aza zamyśliła się, przeczytawszy tę kartę pobieżną. Jakże inaczej pisywał do niej ten Jacek jeszcze niedawno, nawet wtedy, gdy dotknięty czemś, z pod przewagi jej chcąc się niby uwolnić, usiłował być chłodnym i obojętnym! Zrozumiała, że jest to wpływ Nyanatiloki, jeśli nie bezpośredni, to w każdym razie uboczny — i zawiętość tem większa ogarniała ją przeciw temu człowiekowi, który zjawił się tutuj chyba po to, aby wszystkie jej plany krzyżować.
Gdyby nie on — rozumowała, — nie ten w cudaka indyjskiego zamieniony skrzypek, wszystko poszłoby łatwo. Jacek sam nie byłby miał siły oprzeć się jej urokowi. Byłaby zrobiła z nim, coby jeno zechciała — wcześniej, czy później. Niewątpliwie wydałby jej był tajemnicę swego wynalazku, a nawet, kto wie, czyby się nie zgodził, miast innym korzyści płynące