Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 282.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   274   —

— Czułem.
— I... i...?
Spojrzał jej teraz wprost w twarz wzrokiem jasnym, spokojnym.
— I dziwię się, że to ludziom sprawia przyjemność...
— A!
— Tak. A nawet, że to i mnie niegdyś przyjemność sprawiało.
Wzrok Azy padł przypadkowo na ostry bronzowy sztylet do rozcinania papieru, leżący obok na stole. Nim miała czas zdać sobie sama sprawę z tego, co robi, pochwyciła nóż i całym rozmachem pchnęła go w lewą nagą pierś Nyanatiloki.
Krew trysnęła jej na twarz i suknię — widziała jeszcze, jak pustelnik zerwał się, wyprężył i przechylił w tył...
Z krzykiem przerażenia i grozy rzuciła się ku drzwiom do ucieczki.
W przedsionku spotkała Jacka, który właśnie opuściwszy się samolotem na dach domu, szedł pospiesznie do swej pracowni. Na jej widok stanął jak wryty. Dostrzegł krew na jej twarzy i odzieniu.
— Azo! co to się stało? Jesteś ranna?
Usunęła mu rękę, którą chciał ująć.
— Nie, nie... — mówiła, jakby sennie, patrząc mu w twarz nieprzytomnym wzrokiem.
— Nie chodź tam! — krzyknęła nagle, widząc, że Jacek zwrócił się ku drzwiom gabinetu, skąd wyszła.
— Co to jest?!
— Ja... ja...
— Co?
— Zabiłam... Nyanatilokę.
Z krzykiem przerażenia rzucił się Jacek ku drzwiom. W tejże jednak chwili na progu stanął Nyanatiloka. Blady był jak trup, w pobielałych wargach nie znać było ani kropli krwi, która za to obfitą, zaledwie przyschłą falą zalewała mu ciało