»To jest prawo. Nic nie mam, więc rwać owoc będę —
on mnie nie zna, lecz wpuścić musi jak przybłędę.
»A wy baczcie jedynie, bym ja się nie zmazał
przez was grzechem...« Tak rzekłszy, odejść im rozkazał.
Odtąd co dnia owoce w bednarza ogrodzie
zrywał rabi zgłodniały o słońca zachodzie.
Bednarz cierpiał; — wszak prawo każdemu pozwala
głód nasycić, czy z blizka by przyszedł, czy z dala.
Ale w końcu, gdy widział, że plon cały traci,
wezbrał złością (był skąpy, jak zwykle bogaci).
I z konopnym a dużym zaczaił się worem
na szkodnika, gdy przyjdzie po owoc wieczorem.
Wzbronić nie mógł — umyślił więc związać go w worze
i utopić po nocy w poblizkiem jeziorze! —
I uczynił, jak myślał. Związanego wlecze
ku stawowi, rad w duszy, że już nie uciecze.