Strona:PL Joseph Conrad-Tajny Agent.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie umiem powiedzieć, czy istotnie pragnąłem wówczas zmiany — zmiany wyobraźni, wizyj i postawy duchowej. Myślę raczej że, choć tego nie czułem, zasadnicza zmiana nastroju już się była we mnie dokonała. Nie pamiętam aby w owym czasie zaszedł jakiś fakt określony. Ukończyłem Zwierciadło morza z pełną świadomością tego, że w każdym wierszu tej książki jestem uczciwy zarówno względem siebie jak względem czytelnika i na jakiś czas oddałem się dość przyjemnemu wypoczynkowi. I wówczas to, kiedy tkwiłem jeszcze w miejscu, że się tak wyrażę i kiedy ani mi się śniło zbaczać z drogi aby szukać czegoś „brzydkiego“, nastręczył mi się temat do Tajnego agenta (mam na myśli powieść, nie dramat) w postaci kilku słów wypowiedzianych przez znajomego podczas jakiejś rozmowy o anarchistach, a raczej o działalności anarchistycznej; skąd ta rozmowa wynikła, już sobie dziś nie przypominam.
Pamiętam jednak że mówiłem o zbrodniczej jałowości anarchizmu, o jałowości jego doktryny i wprowadzania jej w czyn, o jałowej umysłowości jego wyznawców; o tym jak nędzną wydaje mi się ta na wpół obłędna poza, podobna do bezczelnego oszustwa żerującego na dotkliwym nieszczęściu i namiętnej łatwowierności rodzaju ludzkiego, który z taką tragiczną skwapliwością dąży zawsze do własnej zguby. Dla tej właśnie przyczyny nie mogłem wybaczyć anarchizmowi jego filozoficznych uroszczeń. Rozmowa zeszła na przykłady z życia i wspomnieliśmy dawną już sprawę zamachu, mającego na celu wysadzenie w powietrze obserwatorium w Greenwich — ów absurd krwawy i tak niepoczytalny, że nie podobna było zgłębić jego przyczyn, czy to rozumując logicznie, czy wszelką logikę odrzucając. Gdyż w obłędnym