Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/159

Ta strona została przepisana.
— 147 —

się na rzeczy niemożliwe, aby w jak najkrótszym czasie przewieść cię do portu. Nie będę szczędził opału, zużytkuję całą siłę pary, stanę się duszą mego kotła, duszą mej maszyny, duszą kół mego statku, które obracać się będą z najwyższą szybkością, abyś miał zapewnioną należną ci chwałę i korzyści...
Teraz usta Toma Crabba otworzyły się jakby do odpowiedzi, lecz zamknęły zaraz, by znowu się otworzyć i znowu zamknąć... Ruch ten był niezawodnym dla Milnera znakiem, że dla żołądka jego olbrzymiego pupila wybiła już godzina pierwszego śniadania.
— Cała moja śpiżarnia zostaje na rozkazy pana — prawił dalej, zapalając się coraz więcej kapitan Courtis — i bądź pan pewny, że wylądujemy dość wcześnie w Teksas, gdyby mi nawet przyszło siłą użytej pary wysadzić statek w powietrze...
— Nazbyt wiele, nazbyt wiele uprzejmości, drogi kapitanie — zawołał Milner. — Wierzaj mi, taka ostateczność nie jest nam wcale pożądaną i to jeszcze w przeddzień zdobycia sześćdziesięciu milionów dolarów...
Piękna pogoda zdawała się wróżyć jak najlepszą przeprawę, chociaż często wybrzeża Meksyku nawiedzane bywają przez nagłe i gwałtowne burze.
Statek płynął zrazu ku południowi, kanałem albo właściwie ujściem wielkiej rzeki, któ-