Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/189

Ta strona została przepisana.
— 177 —

— Zatem będzie to pan Titbury z Chicago, ze Stanu Illinois, który zapłaci trzysta dolarów kary, za przestąpienie prawa i harde zachowanie się w sądzie, a który nadto za nielegalność, jakiej się dopuścił, stając przed urzędnikiem państwowym pod fałszywem nazwiskiem, odsiedzi tydzień aresztu.
Tego już było za wiele. Obok pani Titbury, którą doprowadził do zemdlenia wyrok opłaty trzystu dolarów, padł teraz ostatecznie zgnębiony jej małżonek.
W głowie jego huczała cała burza, gwałtownie bijące serce rozsadzało mu piersi.
— Tydzień aresztu!... Ależ to niepodobieństwo!... To strata wszystkiego, strata nieobliczona!... Wszakże już za trzy dni, za tydzień, jeśli się nie stawi osobiście po odbiór telegramu, wykluczony zostanie z gry... Sześćdziesiąt milionów dolarów! Sześćdziesiąt milionów!... Nie, on chyba tego nie przeżyje!...
Rzeczywiście, było to najgorsze, co mogło go spotkać, bo gdyby nawet nieszczęśliwem rzuceniem kości wysłany został do pięćdziesiątej drugiej przedziałki, czyli do Stanu Missouri z „więzienia“ w Saint-Louis, jeszcze by miał przynajmniej nadzieję, iż zostanie zwolniony przez którego ze współpartnerów,