Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/196

Ta strona została przepisana.
— 184 —

chowny — abyś pan zawsze mógł się stawić na wymagany dzień i godzinę.
— Uwaga pańska jest słuszna — ale proszę mi wierzyć, że będę umiał być punktualnym co do minuty.
— Jeżeli panu tak miłe są podróże — zauważył agent wielkiej fabryki konserw — to zdaje się, że początek gry zapowiada się wcale nieźle, gdy ze Stanu Nowego-Yorku przenieść się musisz bezzwłocznie do Nowego Meksyku. Ziemie te nie graniczą przecie ze sobą.
— Eh, cóż to znaczy jakieś paręset mil!... To żadna podróż.
— Wolałbyś pan być wysłanym do Florydy lub jakiej wioski Stanu Washington. Ale ta przyjemność może cię w dalszym ciągu spotkać... — rzekł z odcieniem pewnej złośliwości Yankes.
— Właśnie, drogi panie, właśnie to zadowolniło by mię nadewszystko. Przejechać ziemie Stanów Zjednoczonych we wszystkich możliwych kierunkach, z południa na północ, ze wschodu na zachód, jest dawnem mojem marzeniem.
— Ale, jeśli się nie mylę, przedziałka z mostem zmusza pana do opłaty?... — zagadnął duchowny.
— Oh, drobnostka tylko! Przyznasz pan sam, że owe tysiąc dolarów nie sprowadzą ruiny naszej „Trybunie“. Ze stacyi przy wodo-