Strona:PL Jules Verne Testament Dziwaka.djvu/257

Ta strona została przepisana.
— 245 —

tego rzeczy. Toż to prawdziwe męczarnie przykutego do skały Tantala!
Już Tornbrock i członkowie „Klubu Dziwaków“ opuścili scenę, a publiczność stała jeszcze w oczekiwaniu poznania wreszcie siódmego partnera. Napróżno wszakże; jeżeli X. K. Z. był tam obecny, to widocznie nie zamyślał wcale dać się poznać.
— Ha, trudna rada! — rzekł w końcu ten i ów. — Nie, to nie!... i poczęto się rozchodzić do domów.
Niemniej jednak wieczorne numera dzienników wypowiedziały w słowach gorzkich wymówek swe wysokie niezadowolenie. Któż to widział zakpić sobie w ten sposób nietylko z całej ludności miasta, ale nawet ze świata całego!
Tymczasem dnie upływały jeden za drugim i co każde dwie doby rejent Tornbrock spełniał z akuratnością automatu obowiązkowe rzucanie kości, wysyłając niezwłocznie ich rezultat interesowanym, do miejsc ich przeznaczenia. — Tylko o X. K. Z. nie wiedziano nic ani w Milwaukee ani w Chicago.
Nareszcie dwudziestego drugiego, doktór pozwolił na wyjazd swej pacyentce, która do zupełnego wróciła zdrowia. Obawy różnych komplikacyi okazały się szczęśliwie mylne. Uszczęśliwiona Jowita poczęła się więc z całym zapałem krzątać około ostatecznego spa-